“Poczułam Gospel w swoich żyłach” [wywiad]
18 września, 2019Zbliża się premiera płyty Gospel Joy i The Metro Big Band, pt. „The Greatest Gospel Hits”. Album będzie promował trasę koncertową w październiku 2020. Zanim krążek pojawi się na rynku zapraszamy do przeczytania wywiadu o działalności i historii Gospel Joy z Agnieszką “Bacą” Górską – Tomaszewską.
Patronat nad albumem i trasą objął serwis i sklep chrzescijanskiegranie.pl
SZUKAJ DOBREJ MUZYKI NA
SKLEP.CHRZESCIJANSKIEGRANIE.PL
1. Kiedy po raz pierwszy poczułaś, że gospel to właśnie ten styl muzyczny i kierunek, w którym chcesz pójść.
Dość wcześnie poczułam gospel w swoich żyłach. Miałam 15 lat, byłam w I klasie LO i śpiewałam w takim typowym klasycznym chórze szkolnym. Tam po raz pierwszy usłyszałam i zaśpiewałam tzw. Gospel Spiritual, czyli gospel w starym stylu, taki, jaki śpiewali czarnoskórzy niewolnicy na plantacjach w południowej części Stanów Zjednoczonych. Zakochałam się w tym tak mocno, że dosłownie cały czas, w każdej chwili, świadomie i nieświadomie te utwory królowały na moich ustach. Pamiętam, że moi koledzy z klasy wciąż mnie uciszali (śmiech), bo ile można słuchać tego samego. Dodam, że nie znałam wtedy nawet języka angielskiego w ogóle, więc to co faktycznie śpiewałam, było jakimś przedziwnym miksem, przypominającym tylko język angielski (śmiech). Chór szkolny był tylko krótkim epizodem, bo ku mojej wielkiej rozpaczy zakończył swoją działalność po roku… ale ja do końca liceum miałam te utwory w głowie. Wszyscy moim znajomi wiedzieli, że już wtedy w moim sercu i żyłach płynie gospel.
2. Gospel Joy- początki, czyli jak to się wszystko zaczęło?
Nigdy nie marzyłam o założeniu chóru gospel, ja tylko wciąż marzyłam o tym, by śpiewać taki prawdziwy, afroamerykański gospel. Wypożyczałam kasety VHS z wypożyczalni z filmami, takimi jak „Zakonnica w przebraniu” czy „Blues Brothers” albo „Preacher’s wife” i słuchałam zapatrzona w ekran. Czasami zatrzymywałam i cofałam jeden utwór po 40 razy. Tak, ja to naprawdę kochałam. Pamiętam taki okres w moim życiu, kiedy po dłuższym czasie wyjazdów zagranicznych wróciłam do kraju. To była jakaś impreza w domu i z głośników leciał gospel. Położyłam się wtedy na podłodze i dosłownie płakałam wielkimi łzami w tęsknocie za tym, by móc brać udział tworzeniu i wykonywaniu takiej muzyki. Dziś dobrze wiem, że Bóg zasiał w moim młodzieńczym sercu takie niesamowite ziarno, bo mnie znał bardziej niż ja sama. On wiedział bardziej niż ja, że znajdę w sobie siłę, by założyć chór i przetrwać niepowodzenia, porażki, załamania i inne ciężkie chwile. Wszystko po to, by przez te niesamowite dźwięki Go kiedyś uwielbiać. Ale po kolei.
Skończyłam liceum i wyjechałam za granicę. Nie było mnie cztery i pół roku. Potem wróciłam i dalej szukałam takiego chóru, który choćby trochę przypominał gospel. W 1997 roku, po rocznym pobycie w USA wrócił mój brat, który przywiózł mi zakupione na chybił trafił płyty gospel. Wśród nich była jedna o tytule „YES” Alvin’a Slaughter’a. Ta szczególnie przypadła mi do gustu…. No i się zaczęło ???. Wraz z przyjaciółką i bratem śpiewaliśmy utwory z tej płyty. Bywało, że prawie zmuszałam ich do tego śpiewu (śmiech). Robiłam wszystko, by zechcieli znów ze mną pomuzykować. Ależ ja miałam wtedy samozaparcie i siły! To było wreszcie to brzmienie, którego szukałam tyle czasu! Kiedy zaczęło nam coś fajnego wychodzić z tego śpiewu, to zdarzało nam się śpiewać na ślubach naszych znajomych.
Było pięknie, ale było nas tylko troje. Dlatego kiedy moja przyjaciółka miała wyjść za mąż, pozbierałam wśród znajomych 8 osób, które potrafiły śpiewać, zorganizowałam kilka prób i byliśmy gotowi już wystąpić. Wszystkim się bardzo podobało, nam również, więc od czasu do czasu spotykaliśmy się, by śpiewać więcej i więcej.
W tym czasie w moim życiu nie było Boga, ale to On przygotowywał porządny grunt na to, co miało przyjść później. Spotykaliśmy się co raz częściej, by wspólnie śpiewać i stawało się co raz bardziej regularne. Doszło też kilka kolejnych osób, a ja zaczęłam poważnie się zastanawiać nad tym, by poszukać jakiegoś dyrygenta z prawdziwego zdarzenia, by poprowadził nasz, już całkiem fajnie śpiewający zespół.Moje poszukiwania nie przynosiły efektu przez całe dwa lata i któregoś razu na próbie stanęłam naprzeciw chóru i tak już tam zostałam do dziś.
3. Jakie szczególne wydarzenia w historii Gospel Joy najbardziej zapadły Ci w pamięci? (koncerty ale nie tylko)
Przez 22 lata nazbierało się trochę wydarzeń, tych pięknych, wzniosłych ale i takich gorszych, które spowodowały, że stałam się silniejsza.Pamiętam dość zabawne, ale i bardzo pozytywne wydarzenie na początku naszego istnienia. Szukaliśmy nazwy zespołu. Były to gorące dyskusje, maile przesyłane między wszystkimi członkami, nazwy wprost i wymyślne… no sporo tego. Ale ciągle to nie było to. Był zwykły dzień, a mój brat, który u mnie mieszkał wtedy, wyskoczył z łazienki i krzyczy: „Baca, mam!!!” Ale co? Chyba się trochę wystraszyłam, nie wiedziałam o co chodzi i co ma. „Mam nazwę: GOSPEL JOY!!!!!!”. No proste i genialne. Spodobało mi się bardzo. To było dokładnie to, czego szukaliśmy. Coś, co nas utożsamia, bo śpiewamy Ewangelię czyli Gospel i jesteśmy radośni – czyli Joy. Jednym z fajniejszych momentów było, kiedy pierwszy raz zagrał z nami instrumentalista, a dokładniej instrumentalistka – Małgosia Sielicka. Później autorka kilku naszych hitów. To było piękne poczucie, że ktoś z nami gra, to brzmiało już dużo poważniej. W 2013 odbyły się nasze I Warsztaty Gospel. Zorganizowaliśmy je w trzy osoby: mój brat, Małgosia i ja. Przyszło 140 osób!!! To było niesamowite, ile talentów pojawiło się wtedy, by po chwili zasilić szeregi już wielkiego chóru Gospel Joy. W 2007 roku oddałam swoje życie Jezusowi. To najbardziej przełomowy dzień w moim życiu. Bóg przygotowywał mnie do tego przez wiele lat. Nie ulega wątpliwości jednak, że muzyka gospel była najlepszym sposobem na to, by poznać Jezusa. To wydarzenie zmieniło totalnie kierunek rozwoju naszego zespołu. W końcu zaczęliśmy śpiewać Gospel przez duże „G”. Ze zrozumieniem, wdzięcznością i uwielbieniem należnym Bogu. Doskonale pamiętam też niesamowite chwile, kiedy jeden solista był pod wpływem Ducha św. Nie raz miałam gęsią skórkę, łzy wzruszenia i czułam przeogromną wdzięczność, że mogę słuchać takich cudownych dźwięków. Nadal tak mam, że uwielbiam słuchać pięknych głosów… zatapiam się w tych talentach i Bogu dziękuję za wrażliwość jaką mi dał. Za to, że talenty innych ludzi przynoszą mi właśnie tyle radości.
Były też chwile zwątpienia i załamania. Nie raz w życiu usłyszałam, że nie potrafię, że jestem za słaba, że powinnam wszystko inaczej robić, lepiej, doskonale. Czasami wierzyłam w te kłamstwa, do tego stopnia, że chciałam zamknąć chór, działalność i wszystko co z tym związane. Po tym wylewałam wiadro łez, ale Bóg zawsze mnie podnosił. Raz wydarzyło się coś ponadnaturalnego. Byłam w takim gorszym momencie, myślałam już całkiem poważnie o zakończeniu działalności. Pojechałam prowadzić warsztaty gospel do jakiejś niewielkiej wioski, gdzieś w Polsce. Po koncercie finałowym podeszła do mnie taka babcinka, z chustką na głowie i milionem zmarszczek, wskazujących o jej doświadczeniu życiowym. Spojrzała mi w oczy, chwyciła za rękę i powiedziała coś takiego: „Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak bardzo robił co powinien robić. Niech Pani nigdy nie przestanie tego robić i nie da sobie wmówić, że jest inaczej. Jest Pani w tym doskonała”. I poszła… a ja zalałam się łzami (tak, sporo tych łez we mnie) i dziękowałam Bogu za podesłanie tej kobiety do mnie w tym momencie. Zrozumiałam coś w mgnieniu oka. Nie muszę być najlepsza, nie wszyscy będą zadowoleni z tego co i jak robię. Ale Baca jest tylko jedna i ten chór będzie taki jak ja. Nie porzucę tego tylko dlatego, że komuś coś nie odpowiada.
4. Jak widzisz Gospel Joy w przyszłości? Jakie masz marzenia?
Gospel Joy dziś to miejsce, w którym ludzie po raz pierwszy słyszą o żywym Bogu. W większości jest tak, że ludzie szukają zespołu muzycznego czy chóru, bo chcą śpiewać, a potem rozwijają się nie tylko muzycznie ale i duchowo. Mim marzeniem jest, byśmy byli coraz bardziej gorący w głoszeniu Dobrej Nowiny, by nasze koncerty były petardą energetyczną i duchowym uniesieniem. Marzę, by na koncerty Gospel Joy przychodzili ludzie, którzy szukają, nie rozumieją i nie potrafią pojąć, o co chodzi z tym Bogiem, a wychodzili dotknięci i poruszeni przez Boga. Marzę, byśmy śpiewali dużo, by móc dotrzeć do najdalszego zakątka Polski, a potem jeszcze dalej.
5. Skąd Gospel Joy czerpie pomysły i te muzyczne i choreograficzne? Jak wygląda proces twórczy utworów? Czy jesteście samowystarczalni?
To dość ciekawe jak powstają u nas nowe rzeczy. Odpowiedź w zasadzie jest krótka: Bóg nam błogosławi. Czasami stajemy w miejscu z zapytaniem „Co dalej?” I wtedy przychodzi Boża odpowiedź jak grom z nieba. Dostaliśmy w naszej historii mnóstwo wsparcia od różnych ludzi i organizacji. Byli u nas Toronto Mass Choir z Kanady, Brian Fentress z USA, Corey Butler z Kanady, The Metro Big Band z USA, Brad Henderson i wiele innych. To oni dodawali mnóstwo swojego serca, wiedzy i umiejętności, by gospel, który tworzymy był prawdziwy i najwyższej jakości. Wiele pomysłów powstaje również u nas, sama mam też udział w tym co tworzymy. Szczególny nacisk kładę na to, by gospel w Polsce brzmiał… po polsku. Nadaję też kierunek naszym poczynaniom. Ponieważ sama uwielbiam świetnie się bawić, tańczyć i właśnie w taki sposób chwalić Boga, więc dążę do tego, by nasza twórczość to odzwierciedlała. Podczas naszych koncertów jest zawsze dużo radości, energii i tańca – nie tylko na scenie, ale i na publice. Ale kocham też piękne harmonie i liryczne dźwięki zagrane przez zespół, wyśpiewane przez chór i solistów, zatem można u nas znaleźć i taki repertuar. Taniec i choreografia to od początku był dla mnie bardzo ważny punkt naszego wizerunku, może nie taki planowany i dogłębnie przestudiowany, ale tworzony często na próbach, spontanicznie, żeby wygląd i ruch dopełnił całości. Dziś w chórze są ludzie, którzy mnie prześcignęli w jakości i to oni tworzą, planują, spotykają się tak, by osiągnąć naprawdę piękny efekt. Chwała Bogu za ich talenty! Mnie to bardzo odpowiada.
6. Jak reaguje publiczność na koncertach Gospel Joy?
Różnie, ale zawsze dobrze (śmiech). Tu jednak bardzo wiele zależy od tego, gdzie jesteśmy, czy to impreza „zamknięta” – np. spotkanie jakichś młodych, którzy już trzeci dzień spędzają razem czy impreza dla tzw. VIP-ów, czy to kościół na wsi czy tętniąca życiem parafia. Wiele zależy od organizatora koncertu, proboszcza, prezesa firmy a nawet od pory roku, miejsca – plener czy sala, kościół czy hala sportowa. Jedno powtarza się prawie zawsze – ludzie z początku są, delikatnie mówiąc, „wciśnięci w siedzenie” bo kompletnie nie wiedzą czego się spodziewać. Gospel, choć już dużo bardzo znany dziś niż 20 lat temu, nadal pozostaje w mniejszości i dla przeciętnego rodaka jest totalną nowością i zaskoczeniem. Oczy naszych widzów są duże, zdziwione, a nawet lekko wystraszone (śmiech), kiedy ze sceny proszę, by zaczęli z nami śpiewać. Kiedy mówię, że będziemy razem tańczyć, u niektórych pojawiają się objawy paniki (śmiech). To oczywiście przesada, co mówię, ale prawdą jest, że zazwyczaj potrzeba 4-5 utworów, by widz przyzwyczaił się do tego co słyszy, stylu prowadzenia koncertu, trochę się rozluźnił i włączył do śpiewu z nami. W 90% przypadków jest tak, że ludzie na koniec są z nami w 100%, zachwyceni, że tańczą i śpiewają, rozluźnieni zapomnieli, że przed chwilą ten wielki mur strachu jeszcze ich trzymał po tamtej stronie. Oczywiście młodzież rozkręca się najszybciej, a jeśli jeszcze to jest młodzież, która się zna, bo są dni młodych lub inne święto, to w zasadzie wystarczy hasło na początku koncertu – włączcie się, refren jest prosty! I już są. Śpiewają, tańczą, chętnie uczą się prostej choreografii i praktycznie cały koncert są w pełni zaangażowani. W innych miejscach dzieje się bardzo podobnie, ale często dopiero po czwartym czy piątym kawałku.
7. Gospel – czy tylko w kościołach?
Kościoły – owszem, to również miejsce naszych występów, ale niejedyne. Najczęściej jesteśmy zapraszani z okazji różnych świąt, wydarzeń, konferencji czy festiwali. Dni miast to też powód, by zaprosić taki żywiołowy zespół. Zatem – owszem, kościoły to częste miejsce naszych występów, ale nie jedyne. Latem koncerty zwykle odbywają się w plenerze, zimą w domach kultury i salach koncertowych. W okresie Bożego Narodzenia uświetniamy wigilie firmowe, ale również koncertujemy w plenerze… i co ciekawe, nasz radosny i żywiołowy repertuar sprawia, że jeszcze nigdy nie zmarzłam! Tyle ruchu i tańca powoduje, że nawet przy siarczystym mrozie robi się ciepło, również na duszy. Zdarzało nam się występować w telewizjach śniadaniowych czy talent show. Jak widać, Gospel nie ma ograniczeń i można go śpiewać wszędzie, nie tylko w kościołach.
8. Czy Gospel Joy działa przy jakimś konkretnym kościele/parafii??
Gospel Joy to zlepek ludzi z różnych parafii, a nawet wyznań. To dość nietypowe, ale nam się udaje, bo Bóg nam nieustannie błogosławi. Jesteśmy grupą Chrześcijan – katolickich i ewangelicznych, którzy potrafią ze sobą rozmawiać, troszczyć się i modlić o siebie. To niesamowite, bo jesteśmy dla siebie jak prawdziwa wspólnota, kiedy ktokolwiek potrzebuje pomocy, to pisze na naszej grupie, że potrzebuje modlitwy, a ludzie bardzo licznie odpowiadają, że się modlą. Piękne to, że w świecie, gdzie Boga się odrzuca i traktuje jak przestarzały, średniowieczny wymysł, my właśnie na Nim opieramy nasze życie. Jemu ufamy i za Nim podążamy, każdy tak, jak potrafi najlepiej, wg własnego serca i przyjmowanych zasad.
9. Czy łatwo jest się dostać do Gospel Joy i do KIDS Gospel Joy?
Nie i tak. Niektórzy dostają się od razu a inni nie, czyli tym drugim jest trudniej. Robimy przesłuchania, rozmawiamy z kandydatami i po II-etapowym przesłuchaniu zapraszam do chóru za każdym razem kilka osób. Zasilenie chóru nowymi ludźmi nie może zdestabilizować funkcjonującej grupy, dlatego przyjmuję po kilka osób na raz. Muszę jednak przyznać, że przychodzą do nas ludzie, którzy naprawdę potrafią pięknie śpiewać, a czasem nie mogę ich już przyjąć, bo brakuje miejsc. Troszkę inaczej jest z dziewczynami, które często śpiewają od dziecka niż z panami, którzy często nigdy nie śpiewali, a teraz ich tknęło, by zacząć (do czego oczywiście gorąco zachęcam!). Niestety tych panów, którzy śpiewają od lat jest sporo mniej niż pań, dlatego zdarza się, że utalentowanych mężczyzn, choć jeszcze nie tak doświadczonych przyjmujemy, a doświadczenie zbierają właśnie u nas.
Jeśli chodzi o chór dziecięcy, to nauczyłam się z doświadczenia, że dzieci czasem tak stresują się przed przesłuchaniem, że wolą w ogóle nie przyjść niż dać się przesłuchać. Dlatego nie robię przesłuchań najmłodszemu pokoleniu, ale słucham, co dzieje się w czasie próby. Jeśli nie od razu, to najdalej po trzech próbach już wiem, kto jak sobie radzi. Jeśli zdarzy się, że dziecko naprawdę słabiutko śpiewa i to będzie nam troszkę przeszkadzać, daję znak rodzicom, by spróbowali zaprowadzić swoją latorośl na inne zajęcia. Zaznaczam jednak, że taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko, bo dzieci mają niesamowite możliwości nauki i rozwoju swojego słuchu muzycznego, właśnie śpiewając regularnie. Widziałam już takie zmiany wśród „moich” dzieci, że cieszę się, że nigdy nikomu nic powiedziałam. Dzieciństwo to właśnie najlepszy czas na naukę i rozwój i KIDS Gospel Joy jest świetnym miejscem, by rozwijać słuch muzyczny, poczucie rytmu i własnego ciała, śpiewając w ruchu.
10. Skąd pomysł na dziecięcą odmianę chóru – KIDS Gospel Joy?
Kilkanaście lat temu, kiedy członkowie Gospel Joy zaczęli dorastać i zakładać rodziny – tak jak ja, zaczęłam intensywnie myśleć o tym, co będzie z naszymi dziećmi. Przecież my dorośli tak pięknie muzykujemy co tydzień, a dzieci? Nie było w tym czasie żadnego podobnego zespołu w Poznaniu. Dlatego postanowiłam stworzyć taką grupę. W styczniu 2020 roku minie nam dokładnie 10 lat działalności! Te pierwsze dzieci, to dziś dorośli, z niektórymi mam kontakt do dziś i cieszy mnie kiedy widzę, jak cudnie dalej rozwijają swój talent.
11. Który chór absorbuje więcej Twojej energii KIDS Gospel Joy czy Gospel Joy?
Zdecydowanie Gospel Joy. Całe moje życie kręci się wokół „gospla”, od 2008 roku zajmuję się zawodowo moją pasją i miłością z młodości. Nie mam godzin pracy. Pracuję w każdej wolnej chwili dnia i tygodnia. Od kiedy mam dzieci, głównie nocą, bo śpią i można się najlepiej skupić . To jednak dorosły Gospel Joy jest siłą napędową wszystkiego co się dzieje, choć przyznam, że więcej energii i siły zabierają jednak próby z dziećmi niż dorosłymi. Ale już samo przygotowanie prób, plany, działania, wizje – to wszystko zajmuje niemal cały czas mojej pracy.
12. Czym charakteryzuje się wokalista Gospel Joy? (nie tylko chodzi mi o głos, słuch, ale też o osobowość itp.)
Talentem i zaangażowaniem. Tu wymienię dwa najważniejsze atuty, które mogłabym postawić równoważnie obok siebie. Talent – wszyscy wiemy, że jest nieodzowny, by śpiewać, ale talent to dopiero 50% sukcesu. Dopiero zaangażowany wokalista to ktoś, na kogo można liczyć, oprzeć się podczas koncertów czy innych wydarzeń. Wyobraźmy sobie sytuację, że mamy fantastycznego wokalistę, który gdy zaczyna śpiewać, świat staje w miejscu. A potem wyobraźmy sobie, że ów wokalista nie może być na pięciu czy dziesięciu koncertach pod rząd. Brak zaangażowania wykluczy go z zespołu zupełnie. Poza tymi dwoma atutami członkowie zespołu są totalnie różni. Jedni ekstrawertyczni, inni odzywają się tylko jak się im zada pytanie, jedni wiecznie radośni, inni przytłoczeni problemami świata. Tak jak wszędzie. Czy trzeba być wierzącą osobą jak się startuje do Gospel Joy? To pytanie często zadają mi ludzie. Odpowiadam, że nie można być walczącym z Bogiem i Jemu przeciwnym, ale po prostu na Niego otwartym.
13. Kim są tak w ogóle wokaliści Gospel Joy? (ludzie w różnym wieku, zawodu, wyznania itp. )
Nasi wokaliści to osoby z całej Polski, choć powinnam powiedzieć – z całego świata, bo mamy dwoje obcokrajowców. Od zawsze było tak, że większość to studenci, ale zdarzają się młodsi i jest cała silna grupa naszych ambasadorów, którzy śpiewają już nawet po 10 lat i więcej, są starsi i zdecydowanie stanowią mocny filar naszego zespołu. Są wśród nas dziennikarze, lekarze, przedsiębiorcy, prawnicy, specjaliści w różnych zawodach, wolni strzelcy no i oczywiście spora grupa wspomnianych wcześniej studentów. W chórze przeważają bracia z Kościoła Katolickiego, ale całkiem sporą grupę stanowią też Protestanci z kościołów ewangelicznych. Łączy nas wiara w Jezusa Chrystusa oraz talent muzyczny i chęć niesienia Dobrej Nowiny światu.
14. Czy znasz jakieś konkretne osoby, które dzięki muzyce gospel faktycznie odnalazły w swoim życiu Boga?
Oj… chyba nawet nie jestem w stanie wymienić wszystkich. To znaczy na pewno nie jestem w stanie, bo nie o wszystkich wiem. Wiele osób, które przychodzi do zespołu na początku swej przygody z Gospel Joy zna Boga tylko lakonicznie. Wiedzą o Jego istnieniu, wszak trudno w naszym kraju nie usłyszeć o Jezusie Chrystusie. Bardzo mało jest takich, którzy mają z Bogiem relację, żyją z Nim na co dzień, oddali Mu swoje życie w każdym wymiarze. Potem to się stopniowo zmienia.
I tu na myśl przychodzi mi teraz jedna osoba, o której nawet nie wiedziałam, że Boga nie zna. Dowiedziałam się po ponad roku, co się wydarzyło. Dziewczyna młoda, piękna i niezwykle utalentowana, ponad rok temu żyła jeszcze w przekonaniu, że jest beznadziejna, że nic nie potrafi, że nie umie śpiewać. Ogólnie szła równią pochyłą w dół, wierząc w coraz większe brednie i oszustwa. Niestety ani nauczyciele ani rodzina jej nie pomagała, a będąc w wieku szkolnym, otoczona nieprzychylnymi komentarzami, utwierdzała się w przekonaniu, że życie w zasadzie jest bezsensowne, że nigdy nic nie osiągnie, nic nie potrafi. Żyła w marazmie, pogrążona w rozpaczy i bólu, który zajadała kolejnym bólem. Była w głębokiej depresji, z której nikt nie potrafił jej wyciągnąć. Zdarzyło się, że trafiła na wieczór, podczas którego dzieliliśmy się Ewangelią i świadectwami bożego działania w naszym życiu. Wtedy w niej coś pękło, poczuła przeogromną chęć pójścia za Jezusem i zawołała do Niego w tej chwili. Dziś nie ma już tej dziewczyny, która była ponad rok temu. Bóg całkowicie, w każdym aspekcie jej życia, odmienił je i przewrócił do góry nogami. To nadal piękna i super utalentowana osoba, tylko teraz uśmiech i uwielbienie dla Boga gości na jej ustach. Depresja znikła całkowicie a kłamstwa, w które kiedyś tak mocno wierzyła pozostały jedynie pustym wspomnieniem. Ta dziewczyna odnosi już kolejne sukcesy, udowadniając światu, że to nie ona, ale Bóg zmienia wnętrze człowieka. Czy się cieszę? Nie, ja się nie cieszę, ja fruwam pod sufitem z radości, słysząc, że to co robię, ma taki sens. Wiem, że ta nasza wokalistka będzie tę historię mówić ludziom dalej a Duch święty będzie działał przez nią, jak wcześniej działał przez nas. To najcudowniejsze uczucie jakie można sobie wyobrazić.
15. Jakie plany na przyszłość bliższą i dalszą ma Gospel Joy i KIDS Gospel Joy?
Nasze plany są teraz bardzo mocno związane z grupą niesamowitych muzyków z USA, czyli The Metro Big Band. Właśnie ukazał się nasz najnowszy album „The Greatest Gospel Hits”, nagrany wspólnie na koncercie LIVE jesienią 2018 roku w Poznaniu. Mamy nadzieję, że album przypadnie naszej publiczności do gustu, można na nim znaleźć takie hity jak „Shackles (Praise You)”, „I believe I can fly”, „Oh, Happy Day” czy klasyczny „Amazing Grace”. The Metro Big Band wraca do Polski już w październiku 2020 roku na wspólną trasę koncertową z wydanymi hitami gospel.
Ponieważ śpiewaliśmy już wspólnie – przejechaliśmy Polskę wspólnie jesienią 2018 roku – to wiemy, że szykuje się absolutnie cudowna uczta muzyczna: Gospel Joy i dwudziestu kilku instrumentalistów, w tym saksofony, trąbki, puzony i sekcja rytmiczna. Gwarantujemy ogromne emocje i dźwięki, które poruszą i zachwycą do głębi.
KIDS Gospel Joy za to obchodzi niebawem 10-lecie swojego istnienia. Z tej okazji chcemy przygotować świętowanie i oczywiście ucztę muzyczną oczywiście otwartą dla dzieci z zewnątrz. Z pewnością nie zabraknie warsztatów gospel dla dzieci i koncertu finałowego… mamy nadzieję z jakimś artystą z zewnątrz. Na razie wszystko jest na etapie przygotowań, bo nasze siły skoncentrowane są na nowym albumie Gospel Joy.
16. Skąd pomysł na taką płytę? Do tej pory robiliście raczej autorski materiał a teraz hity? Jak doszło do powstania tego albumu?
To jest bardzo ciekawa historia, zaplanowana przez samego Boga. My takich rzeczy byśmy nie wymyślili. Otóż kilka lat temu, kiedy byliśmy z Gospel Joy w USA miałam ciekawą rozmowę z pewnym człowiekiem – dyrektorem muzycznym dość dużego kościoła w Atlancie. Człowiek ten wypytywał mnie, jak to się stało, że pokochałam muzykę gospel, skąd ten pomysł. Powiedziałam, zgodnie z prawdą, że dostałam kiedyś taką płytę używaną od brata, który wrócił z USA, od niej wszystko się zaczęło. To z tej płyty zaczęłam śpiewać pierwsze utwory gospel, to była baza naszego najwcześniejszego repertuaru. Na końcu powiedziałam, że płyta nosi tytuł „YES” Alvin’a Slaughter’a. Zrobił wielkie oczy i poprosił o powtórzenie, czy dobrze usłyszał. Kiedy potwierdziłam tę informację, ten starszy człowiek powiedział ze łzami w oczach, że był jej producentem i kiedyś nie wiedział, dlaczego to robił… po prostu ktoś go poprosił. W jednej chwili zrozumiał, że to był Boży Plan, bo dzięki tej płycie zaczęła się nasza służba tutaj w odległym kraju, służba Gospel Joy. Ów człowiek był tak poruszony tą historią, że opowiadał ją dalej i tak opowieść trafiła z jego ust do dyrygenta The Metro Big Band, który również poruszony tą treścią, postanowił nawiązać z nami współpracę. The Metro Big nigdy wcześniej nie współpracował z chórem gospel, było więc to dla nich dość spore wyzwanie. Rozpoczęliśmy więc długie rozmowy o tym, co możemy razem zrobić. Oni – zespół instrumentalistów z USA i my – zespół Gospel Joy z Polski. Tak powstał pomysł o hitach gospel – bo są znane, bo oni i my je znamy, bo nigdy dotąd nikt w Polsce nie wydał takiej płyty. Pomysł się spodobał i ruszyliśmy do pracy. To było już sporo czasu temu, bo nasze rozmowy zaczęły się już około 2014-2015 roku. The Metro Big Band przyjechał do nas dopiero w 2018, a rok później wydajemy owoc tej wieloletniej już współpracy – największe hity gospel.
Zdradzę jeszcze, że dorzuciliśmy na płytę 1 utwór, który (póki co) hitem gospel nie jest. Jest po polsku, jest zupełnie nowy i fantastyczny. Uwielbiamy go śpiewać, bo wyraża uwielbienie Boga w nam najbliższy sposób, czyli JOY – z radością i entuzjazmem. Na płycie zaśpiewały też nasze dzieciaki, czyli KIDS Gospel Joy, jako bonus w utworze „When the Saints go Marching in”.
17. Wygląda na to, że sporo osób było zaangażowanych w ten projekt. Kto jeszcze miał duży wpływ przy powstawaniu tego albumu?
Prawdą jest, że gdybym miała zliczyć wszystkie osoby, które przyczyniły się do powstania albumu, to nie wiem czy starczyłoby palców u rąk wszystkich naszych chórzystów. A tak poważnie, to pewnie ponad setka ludzi. Od człowieka w USA, który kiedyś wydał płytę, dzięki której zaczęłam tworzyć zespół, po każdego chórzystę, instrumentalistę, grafika, kamerzystę czy operatora dźwięku i świateł. Jest jednak pewien człowiek, który szczególnie mocno zaangażował się w nasz projekt i doprowadził go do miejsca, w którym jesteśmy teraz. Brad Henderson to kompozytor, basista i pianista, który przyjechał wraz The Metro Big Band do Polski. Dźwięki i wspólnota, którą utworzyliśmy bardzo poruszyła jego serce i postanowił pomóc nam muzycznie i merytorycznie w przygotowaniu albumu. Poświęcił kilka miesięcy i wieczorów, by wszystkie nagrane dźwięki dopieścić, wygładzić i w końcu zmiksować tak, by dźwięki płynące z płyty były rozkoszą dla uszu. Jesteśmy mu niesamowicie wdzięczni, kolejny już raz Bóg pobłogosławił nam. To nie my, lecz to On rozdaje karty.
18. Oprócz Gospel Joy uwielbiam…. Dokończ
Moją rodzinę oczywiście! Ale też gotować i stety-niestety również jeść. Kocham podróżować, spędzać wakacje tam, gdzie jest ciepło, kiedy u nas jest zimno. Uwielbiam też oderwać się przy dobrym filmie, czasem połykam jakiś serial. Kiedyś namiętnie czytałam książki, jednak póki moje dzieci będą wymagały rannego wstawania, wożenia, kładzenia spać itd… tę działalność nieco zawiesiłam. Mam nadzieję powrócić do niej niebawem ze zdwojoną siłą. Uwielbiam też przyjmować gości u mnie w domu, wekować słoiki, wymyślać ciekawe wydarzenia, niespodzianki dla znajomych. Uwielbiam snuć plany i je realizować. Kocham też święta i czas z rodziną. Lubię chodzić do znajomych i przyjaciół przy różnych okazjach. Uwielbiam zaprosić przyjaciółkę i przy winie przegadać całą noc. Cały czas przy tym absolutnie uwielbiam tworzyć harmonie muzyczne i ich słuchać. Piękne wokale, soliści, piosenki z duszą to coś, co nieprzestanie powoduje u mnie cudowne emocje, a czasem nawet łzy wzruszenia. Na dodatek kocham spać. Sama się zastanawiam jak to godzę, ale naprawdę robię wszystko co powyżej.
Za: GOSPELJOY